Meall Cuanail albo o górze, co nas nie lubi

Za kolejny cel obraliśmy pięknego munrosa Ben Cruachana. Ben Cruachan (1126m n. p. m.) położony jest w West Highland, nad brzegami wielkiego Loch Awe, już całkiem blisko otwartego morza. Wygląda to tak, że znad jeziora wystrzela efektowne i potężne gniazdo górskie, Cruachan Horseshoe. W środku podkowy znajduje się niewielka dolina wisząca, a w niej – sztuczne jezioro Cruachan Reservoir (więcej o jeziorze i elektrowni na stronie Scottish Power). Wymyśliliśmy sobie, że przejdziemy całą podkowę, zaliczając oprócz BC jeszcze jednego munrosa, Stob Diamh. Taki też szlak rekomenduje pan szanowny autor naszej książki o munros, z którego rad korzystaliśmy do tej pory. Podejście pierwsze miało miejce jakoś pod koniec czerwca.

Szlak zaczyna się koło stacji kolejowej Falls of Cruachan. Na próg doliny wspinamy się stromo, początkowo lasem. Droga biegnie powyżej strumienia spadającego po stromych progach z Cruachan Reservoir, pośród bujnej roślinności, w dole błyszczy Loch Awe. Ten odcinek jest trochę męczący, za to bardzo ładny:

W pewnym momencie trzeba pokonać taki wynalazek, ustawiony pewnie dlatego, żeby nie robić wyrwy w płocie i uniemożliwić lokalnym owcom ucieczkę:

Po czasie krótszym niż pół godziny osiąga się próg doliny, w której leży zbiornik.

 

Ben Cruachan po lewej w chmurach

Tu góra po raz pierwszy pokazała, gdzie nas ma. Zaczęło lać, chmury opuściły się nisko nad ziemię i z żalem musieliśmy zrezygnować z dalszego wchodzenia.

Kolejny raz próbowaliśmy wejść na Cruachana wczoraj, 15 lipca. Pogoda nadzwyczajnie dopisała, nie było więc powodów przypuszczać, że może się nie udać.

Loch Awe

Nie mieliśmy mapy, zasugerowaliśmy się więc tą zamieszczoną w "The Munros" (Cameron McNeish, wyd. Lomond Books 2006). Pan autor zaleca tam, żeby zrobić pętlę po całej grani otaczającej jezioro, o w taki sposób:

Mapka pochodzi ze strony Ordnance Survey, nie z "The Munros"!

Zanim jednak zaczęliśmy się wspinać, trzeba było popodziwiać tamę (jak to ujął M., nie Solina, ale też ładnie)…

Oraz jezioro (nie Morskie Oko, ale… Chociaż nie. Tu jednak nie ma co porównywać, nawet żartem).

Zbiornik został przez nas ochrzczony mianem Loch Bobka, ze względu na to iż jego bezpośrednia okolica jest, pardon, niemożebnie wprost obsrana przez owce.

Ponieważ nie mogliśmy znaleźć szlaku ani niczego, co by go przypominało (Loch Bobka okrążała jakaś ścieżka, ale my zgodnie z instrukcjami z książki chcieliśmy wbijać się od razu na grań), zaczęliśmy wchodzić ubitą drogą, znajdującą się tam prawdopodobnie po to, żeby było którędy dostawać się do położonej trochę wyżej stacji przekaźnikowej.

Droga z początku trawersowała górę, potem jednak zaczęła opadać, wobec czego porzuciliśmy ją i zaczęliśmy wchodzić szerokim zboczem, pokonując kolejne garby. Jakiekolwiek widoki mieliśmy jedynie za plecami:

W międzyczasie zdaliśmy sobie sprawę, jak cała ta podkowa jest wielka. Przejście całości odpuściliśmy sobie z góry, nie o tej porze, ale postanowiliśmy osiągnąć przynajmniej nasz główny cel, BC.

Krajobraz powyżej towarzyszył nam prawie przez całą trasę. W dole widoczny jest wąwóz, w którym na tym odcinku leży Loch Awe. Sceneria zdecydowanie nie ma wysokogórskiego klimatu – w kierunku południowym gór już właściwie nie ma, w zachodnim znajduje się morze z wyspą Mull, z kolei highlandzkie widoki na wschód i północ skutecznie zasłaniało bądź zbocze, po którym wchodziliśmy, bądź przeciwległa część The Cruachan Horseshoe:

Beinn a’ Bhuiridh, 897m n. p. m.

Wreszcie po długiej, monotonnej i nudnej wspinaczce zbocze przeszło w grań, z jednej strony opadającą ładnymi urwiskami do doliny ze zbiornikiem – wreszcie zobaczyliśmy Ben Cruachana, sami znajdując się na przełączce pod jakimś mniejszym szczytem.

Meall Cuanail (918m n.p.m.) i Ben Cruachan

Ben Cruachan ze swoim sąsiadem Stob Dearg (1104m n.p.m., ale za słabo wyodrębniony by być munro) prezentowały się wyjątkowo imponująco.

Niestety, było już za późno żeby wchodzić na Cruachana. Nie przypuszczaliśmy, że będzie nas od niego dzieliła tak głęboka przełęcz, po której trzeba jeszcze pokonywać potężną różnicę wysokości. Na naszej niekoniecznie precyzyjnej mapce tych rzeczy po prostu nie było widać. Mając do wyboru wchodzenie z ryzykiem zaskoczenia przez ciemności w drodze powrotnej, bądź wejście tylko na Meall Cuanail, pod którego szczytem już się znajdowaliśmy, wybraliśmy to drugie.

Na Meall Cuanail, z widokiem w wyspę Mull

Zejście na przełęcz zajęło nam około kwadransa.

Widok z przełęczy na Meall Cuanail

Zejście

Z przełęczy w dolinę schodziliśmy widocznym, ładnym szlakiem, biegnącym wzdłuż strumienia. Loch Bobka przez dłuższy czas nie było widać, a droga nad niego zajęła nam prawie godzinę. Nie przypuszczaliśmy, że ta dolina jest aż tak długa, podobnie jak nie mieliśmy pojęcia o tej najprostszej i najoczywistszej możliwości. Sugerując się książkową mapką nawet nie zastanowiliśmy się, czy nie lepiej byłoby sprawdzić drogę naokoło jeziora. Tymczasem sytuacja wygląda tak, że szlak ten po względnie płaskim terenie doprowadza pod samego Ben Cruachana – tu wspina się na przełęcz, i stąd już bezpośrednio na szczyt. Gdybyśmy wiedzieli o tej opcji, nie marnowalibyśmy czasu na bezsensowną wspinaczkę na dzika i może, pomimo zbyt późnego rozpoczęcia wchodzenia, udało by nam się jednak wejść na BC.

Ponieważ nic już nie można było poradzić na to, iż Ben Cruachan wciąż nie znalazł się na naszej osobistej munro-liście, pocieszaliśmy się, że COŚ (Meall Cuanail) jednak zostało zaliczone, odbyliśmy ładną wycieczkę i pożegnał nas śliczny, ładniejszy niż z rana widok na spokojną toń Loch Bobka.

Cruachan Reservoir aka Loch Bobek

Wracaliśmy przez Glen Orchy i zaprawdę powiadam wam: jeśli kiedyś znajdziecie się w okolicy, dysponując pewną ilością wolnego czasu, wybierzcie drogę przez tę dolinę w celu popodziwiania potoku Broighleachan. Jest co.

Woda wyżłobiła w brzegach prawdziwe cuda.

Sam potok jest bardzo rwący i niebezpieczny. Na moście znaleźliśmy przywiązany do balustrady, całkiem już uschły bukiet. Może to tam utopiła się nastolatka, o której czytaliśmy jakiś czas temu? Nie kojarzę nazwy która wystąpiła w artykule, ale rzecz jest bardzo prawdopodobna.

A poniżej coś, czemu już od dawna chcialiśmy strzelić fotkę: stoi sobie taki wariat przy drodze za Crianlarich jako reklama, i za każdym razem kiedy go w naszych highlandzkim tripach mijamy, wywołuje szerokie uśmiechy – ależ wynalazek! Chciałabym takiego na własność, pojeździło by się po górach:D

Szlaku wyjątkowo oceniać nie będę, ponieważ go nie polecam. Odcinkiem prawidłowym jedynie schodziliśmy, zresztą nie całym. Mogę natomiast następująco doradzić wszystkim, którzy planują wycieczkę na Ben Cruachana:

– droga jest długa, tej górze trzeba poświęcić trochę czasu;

– jeśli macie w planie większą część grani, zarezerwujcie cały dzień;

szlak okrąża jezioro od lewej, po czym odbija w górę przy wiatraczku.

Życzę wyprawy bardziej efektywnej niż nasza i mam nadzieję, że w końcu wejdziemy jednak na tego Cruachana:)

A powinno się iść tak:

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s