Beinn nan Aighenan i Glas Bheinn Mhor

Nr 134, Beinn nan Aighenan; nr  135, Glas Bheinn Mhor

Wymowa: bin nan ajan; glasz win wor

Znaczenie nazwy: hill of the hinds; big green hill (za MunroMagic)

Wysokość: 960m n.p.m.; 997m n.p.m.;

Pozycja na liście munrosów: 196.; 145.

Data wejścia: 21.6.14

W ostatni weekend wybraliśmy się do Glen Etive. Najładniejszą i najciekawszą górą jest tam Ben Starav, który był naszym trzynastym munrosem >>LINK<<. Tym razem postanowiliśmy zdeptać jego sąsiada, na którego poprzednim razem nie starczyło nam energii, oraz jeszcze jednego munro: razem około 20 km. Trochę mnie bolało, że akurat do Glen Etive wybieramy się kiedy rododendrony przekwitają… Ta dolina to jedno z największych znanych mi dronowisk w Highlandzie. 

Na początek należało się wbić na przełęcz między Ben Staravem a naszym munro Glas Bheinn Mhor (nasza przełęcz to ta niższa, Starav jest po prawej, a po lewej widnieje korbet Meall nan Tri Tighearnan). 

Nawet przy nie najlepszej pogodzie Glen Etive sprawia bardzo przyjemne wrażenie. Nie dziwi, czemu zawsze tutaj tyle namiotów i ognisk. Pomijając midgesy, fantastyczne miejsce na kemping.

Glas Bheinn Mhor oraz Starav z początku stały w chmurach, ale BBC zapowiadało na popołudnie pełne słońce, więc się nie przejmowaliśmy. 

Za plecami cały czas mieliśmy widok na tyły Glencoe: moją ukochaną górę Bidean nam Bian (niestety przez większość czasu pod chmurową pierzynką) oraz "the lost munro of Glencoe", trochę niedoceniany Sgor na h-Ulaidh.

Masyw Starava miał zdecydowanie najwięcej charakteru ze względu na podszczytowe poszarpańce – pozostałe góry w polu widzenia miały zdecydowanie łagodniejsze linie.

Tu dla odmiany Bidean odsłonięty. Byliśmy na nim trzy razy (w samym masywie dodatkowe dwa) i wiem że będziemy jeszcze nie raz. Jest bardzo wiele munrosów na które po zaliczeniu nie wrócimy, są i takie które będziemy wałkować do oporu. Bidean gwarantuje świetny górski dzień.

Po osiągnięciu przełęczy nie poszliśmy jednak w lewo na Glas Bheinn Mhor, a prosto. Ukryty za granią Glas-Starav, nieco zapomniany (podejrzewam że odwiedzany jedynie przez baggerów) leży sobie munro Beinn nan Aighenan. Można do niego dojść także z Victoria Bridge nad Loch Tulla, co na mapie wydaje się całkiem ciekawą (przechodzimy przez totalne zadupie) opcją, tyle że wyklucza zaliczenie większej ilości munrosów.

Wśród głazów i skałek wchodziło się dość szybko, ale przyznam że przerażała mnie myśl o konieczności włażenia jeszcze na Glas Bheinn Mhor (widoczny poniżej). Jestem przepracowana, niedospana i zmuszanie się do wyruszania na kolejne munrosy udaje mi się tylko dlatego, że po każdej takiej wycieczce przez parę dni czuję się lepiej niż po najskuteczniejszych antydepresantach.

Tu dobrze widać zejście na przełęcz i dalszą drogę przez niestety nieomijalnego korbeta.

Widoki ze szczytu byłyby oszałamiające, ale przy innej pogodzie… Niedaleki Cruachan stał w chmurach, a choć cały pierdolnik od Rannoch Moor po Trossachs był dobrze widoczny, wszystko szare i bez blasku. BBC tym razem trochę dało ciała. Wiem że nie powinnam narzekać, bo pogoda była absolutnie wystarczająca na wyjście, tylko trochę szkoda że rejon z takim potencjałem a tak szaroburo…

Na wierzchołku nie zabawiliśmy długo: wycieczkę zaczęliśmy wyjątkowo późno, czas nam się kurczył – niby najdłuższy dzień roku, ale nie chcieliśmy być w domu przed północą. Na przełęczy przekąsiliśmy coś na biegu, i trzeba było cisnąć na drugiego munrosa.

Poniżej Beinn nan Aighenan oraz Beinn Eunaich i Beinn a’Chochuill, czyli Eunuch i Chochla sprzed kilku notek. Chmury za nimi zakrywają masyw Cruachana.

Wśród tego morza szarości dostrzegam Beinn Mora, Stob Binneina, Cruach Ardraina z Beinn Tulaicheanem, a takżę Ben Lui z kumplami oraz fragment Alp Arrocharskich.

Do korbeta szło się dobrze, bo jedynie lekko pod górę. Za szczytem jest niestety głęboka przełęcz której zawdzięcza on swój status, i podchodzenie na munrosa z tej przełęczy było gwoździem do trumny. Ratowały głupie żarty i historyjki plus majestatyczny Starav w tle.

Szczytowego nie ma bo "memory card error". Jest za to Buachaille Etive Mor, który bezczelnie lansował się w słońcu. Byliśmy na tej górze ja trzy razy, Mariusz cztery, i ani razu wierzchołek Stob Dearg nie był odsłonięty mimo relatywnie dobrej pogody. ANI RAZU. A tutaj proszę: szaro i ponuro, a Bukal się lansi. Zwariować można…

Jeszcze rzut oka na Starava oraz korbecika, który wygląda przy nim jak krasnoludek:

Z Glas Bheinn Mhora schodzi się na przełęcz nieco wyżej położoną niż poranna, ale ogółem długość drogi oraz jej charakter są bardzo zbliżone. Zbliżała się ósma, więc praktycznie zbiegaliśmy, nie mając czasu nacieszyć się pięknem doliny. Ja szłam już na autopilocie, tzn. mogłam nawet biegać: stan który osiągam kiedy przewalczę największe zmęczenie ponieważ nie mam wyjścia. Tryb autopilota oznacza masakryczne zakwasy na drugi dzień, ale koleżanki z pracy oraz praktyk już przywykły że w niedziele chodzę zazwyczaj jak kaleka.

Pomimo pogody wycieczka był tak udana że zachęciła mnie do ponownego uderzenia na Starava, tym razem w sezonie zimowym. Munro-bagging priorytetem, ale będę forsować ten pomysł!


Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s