Nr 94, Stuchd an Lochain
Wymowa: stuht an lohen
Znaczenie nazwy: peak of the little loch (za MunroMagic)
Wysokość: 960m n.p.m.
Pozycja na liście munrosów: 197.
Data wejścia: 6.10.12
Zaplanowaliśmy dwa munrosy, wyszedł jeden. Zaproponowana w książce McNeisha rundka wokół Loch an Daimh w terenie okazała się konkretną wyrypą, więc poprzestaliśmy na zdeptaniu bliższego munro, Stuchd an Lochain, by powrócić tą samą drogą.
Za Killin, koło Milton Morenish, skręcamy w lewo tak jakbyśmy jechali zdobyć Ben Lawersa (single track road aż do końca). Na rozstajach przed Bridge of Balgie znów skręcamy w lewo, a na kolejnym (ostatnim) rozjeździe – w prawo. W pewnym momencie drogę zagradza brama którą można jednak otworzyć, by dojechać aż pod tamę na Loch an Diamh.
Sam Stuchd an Lochain to bardzo krótka wycieczka, dlatego większość munro-baggerów zalicza go razem z Meall Bhuidhe, ale raczej nie tą pętlą z której zrezygnowaliśmy, tylko (chyba mniej ciekawie, za to ekonomiczniej) cofając się do jeziora. Nam taka lekka opcja tylko z jednym munro tym razem w zupełności odpowiadała. Najpierw zaczynamy podchodzenie raczej połogim zboczem, z widokami na Glen Lyon za plecami:
Po wyjściu na wał odsłania się szczyt – musimy jeszcze przejść przez łagodny przedwierzchołek, już po prawie płaskim. Relaks :)))
Po raz kolejny utwierdziliśmy się w przekonaniu, że najrzetelniejsze prognozy pogody ma BBC Weather. Zdarza się wprawdzie, iż zmiany pogodowe nieco się przemieszczają w czasie, np. obiecana lampa/deszcz nastaje nieco później albo na odwrót, ale generalnie sama sekwencja się sprawdza.
Tradycyjna fota wierzchołkowo-zdobywcza:
Ze szczytu pięknie widać początek Glencoe z niepowtarzalną sylwetką Wielkiego Pasterza. Po raz pierwszy widzieliśmy ten rejon z takiej perspektywy. Fajnie wygląda Rannoch Moor, jedno z większych zadupi Szkocji (a konkurencji mu nie brakuje).
Poniżej natomiast Meall Ghaordaidh, pierwszy munro zdobyty w tym roku, zresztą w totalnej mgle i mizerii. Za nim wychyla się Stuc a’Chroin, munros na tyle (razem z Ben Vorlichem, Ben Morem, Stob Binneinem i Ben Lomondem) wysunięty na południe, że widzę go (i tę resztę) kiedy w ładną pogodę wracam z Edynburga double-deckerem 😀
Widoczność była na tyle dobra, że prawie na 100% widzieliśmy Cairngormsy, ale tego już nasz sprzęt nie miał szans oddać. W pełni zgodnie z prognozą z BBC koło 13 zrobiło się słonecznie 🙂
Poniżej wierzchołek i Lochan nan Cat.
Tu zaś Glen Lyon, z grupą Lawersa po prawej. Na Lawersie widać już było niewielkie płaty śniegu. W tej grupie zostały nam jeszcze trzy munrosy które oszczędzamy na zimę.
Z powrotem przy samochodzie byliśmy przed drugą. Nigdy jeszcze nie zdarzyło nam się skończyć wycieczki o tak wczesnej porze. Mimo to nie żałuję że weszliśmy tylko na jednego munrosa, żadne z nas nie miało siły na wyrypę, a pierwszą setkę i tak bez problemu skompletujemy do końca roku.
Wycieczka taka bardziej spacerowa, ale miejsce piękne i dziksze niż można by się spodziewać po tym południowo-centralnym rejonie. Ilość turystów jakich napotkaliśmy też była zaskakująco duża, jak na taki nie do końca oczywisty cel.
Mapkę zrobię.