Nr 96, Ben Challum
Wymowa: ben kalum
Znaczenie nazwy: Malcolm’s hill (za MunroMagic)
Wysokość: 1025m n.p.m.
Pozycja na liście munrosów: 161.
Data wejścia: 01.12.12
Ben Challum leży w tym samym rejonie co cele naszych kilku poprzednich wycieczek. Dzień jest tak krótki, że ograniczamy się po prostu do tego, co najbliżej domu, czyli okolic Crianlarich – Tyndrum – Killin. Jest tu jeszcze multum munrosów, w większości niespecjalnie charakternych, za to bardzo widokowych. Który to opis zresztą pasuje jak najbardziej do Ben Challuma.
Góra wznosi się dokładnie nad Tyndrum (to to zbocze nad parkingiem koło Green Welly Stopu), ale z szosy prezentuje się jako niski nieciekawy wał, co wynika z tego że wyższe partie są cofnięte i tylko na odcinku tuż za Crianlarich przez jakiś czas ukazuje się przedwierzchołek.
Ok. 2 mili przed Tyndrum jest niewielki parking. Należy się z niego cofnąć kilkadziesiąt metrów i skręcić w lewo ładną drogą. Można nią też kawałek przejechać i zaparkować za mostem, wiele nie zaoszczędzimy ale zawsze coś.
Droga przecina zabudowania farmy, potem tory kolejowe, a potem, gdy teren zaczyna się bardziej podnosić, skręca mocno w lewo. Innej nie widać, ale teraz już wiem, że powinniśmy skierować się raczej w prawo, tak jak najwygodniej prowadzi teren, by wyjść na ramię góry. Prosto też można ale i tak w końcu trzeba będzie w to prawo odbić. Cały myk polega na tym że bardzo długo nie widać szczytu więc nie ma punktu odniesienia na który się kierujemy. Spróbuję dobrze oddać na mapce to, czego być może nie umiem jasno wytłumaczyć ;P
Widoki rozwalają. Nam jeszcze trafił się przepiękny poranek.
Ponad Glen Cononish, Ben Lui i korbet Beinn Chuirn:
Kiedy w końcu ukazuje się wierzchołek (zaraz zresztą zniknie), wygląda to tak (wierzchołek to ten dalszy):
Jak widać, ostrych podejść brak. Wkurza tylko monotonia początkowych partii drogi i to że przez dłuższy czas prawie nie zyskuje się wysokości.
Ben More oraz cel naszej poprzedniej wycieczki, Stob Binnein:
A tam w tle to chyba Cruachan:
Poniżej w centrum za to niewątpliwie widnieje Beinn Dorain. Zawsze miałam do tej góry słabość – nasz pierwszy munro!! – ale już zupełnie ją kocham odkąd na szczycie Stuchd an Lochain utarłam nosa wymądrzającemu się tubylcowi, który próbował się popisać swą wątpliwą znajomością topografii ale pechowo trafił (tu wstawić mój złowrogi chichot).
Gościa w króciaczkach komentować nie ma co, muszę jedynie pamiętać żeby pokazać go naszemu Kubie. Kuba kocha krótkie spodnie i nawet jesiennego, zimnego i deszczowego Scafell Pike’a zdobywał w swoim czasie w stup-nie-tutach ze skinotexu. Ciekawa jestem, czy po obejrzeniu przez niego tych zdjęć usłyszę "Challenge accepted!" czy jedna uzna wyższość tego anonimowego wędrowca.
Po pierwszym nieco ostrzejszym podejściu osiągamy przedwierzchołek. Nareszcie widać gdzie dokładnie idziemy. Oba wierzchołki są prawie tej samej wysokości, rozdzielone płytką przełęczą:
Ze szczytu odsłania się widok na Glen Lochay:
Było masakrycznie zimno. Na wierzchołku zostaliśmy przez jakiś kwadrans, bo jednak nie dało rady tak od razu zejść, było za ładnie. Ludu pełno. Nic dziwnego – sobota, piękna pogoda, krótki i łatwy cel, blisko do Tyndrum gdzie można coś wszamać po wycieczce (jako i my uczyniliśmy).
Przedwierzchołek z głównego:
I na szczycie naszego 96. munro:
Powrót tą samą drogą.
Na Challuma podobno fajna jest trasa od zada strony, przez Glen Lochay, ale że dłuższa, woleliśmy pójść po najmniejszej linii oporu. Wycieczka faktycznie idealna na tę porę roku. Góra niby niepozorna, ale w śniegu – piękna. Ogólnie miodzio. Nawet zakwasy miałam raczej symboliczne ;D
Mapka będzie ASAP.